niedziela, 17 lipca 2016

epilog

Planica 2017

Planica od zawsze jest uważana za magiczne miejsce. I to nie tylko pod względem sportowym. To w tym miejscu, na tej skoczni działy się niesamowite rzeczy. Dla skoczków to miejsce było jak dla zakochanych wieża Eiffla - to tu oświadczali się swoim wybrankom, tu słyszeli te najważniejsze słowa...
Miriam, chcąc zachować tę tradycję, także chciała to tu obwieścić. 
Daniel, chcąc zachować tę tradycję, także chciał dokonać tu tego wydarzenia, które odmieni ich życie. 
Oboje chodzili podenerwowani, obawiając się tego, że ich decyzje mogą zmienić wszystko. Ze szczególnym naciskiem na ich doczesne życie. Bo przecież tak naprawdę może się okazać, że przez ostatnie miesiące mieli przed sobą inny obraz swojej ukochanej osoby.
Ostatnie dwanaście miesięcy minęło dla nich na odbudowywaniu tego, co utracili pod wpływem działań Tande, którym rządziły narkotyki. Odkrywali się na nowo, utwierdzając w tym, że są dla siebie stworzeni. Ale pomimo to się bali. A czas wyjawienia ich tajemnicy nieubłagalnie się zbliżał.
Swoje oparcie mieli w tej samych osobach - w swoich najbliższych przyjaciołach. Całą kadra norweska - z wyłączeniem Forfanga - wiedziała o tym, co się działo z każdym. Wiedzieli i widzieli, jak to przeżywają, jednakże tym razem potrafili w odpowiednim momencie ugryźć się w język i zapanować nad swoją głupotą, aby nie wydać czyjegoś sekretu.
Nastał dzień ostatniego konkursu w sezonie 2016/17. Daniel zajmował wysoką, bowiem drugą lokatę, ulegając tylko i wyłącznie nadal niepokonanemu Prevcowi. Norwegia drugi sezon z rzędu była najlepszą drużyną w Pucharze Narodów, co niezmiernie cieszyło wszystkich sympatyków ekipy ze Skandynawii.
Miriam na konkursie towarzyszył niezawodny Kenneth, który nie brał udziału w tym konkursie - jego aktualna dyspozycja nie pozwalała mu na branie czynnego udziału w tym sezonie. Ale to nie broniło mu nie być pośród swoich, którzy za nic w świecie nie oddali tego tytułu.
Pannę Northug zżerał stres, co w tym okresie było jej naprawdę na szkodę.
- Miri, wyluzuj - położył dłonie na jej ramionach. - Gdybyś ty... - momentalnie ugryzł się w język. Na całe szczęście, ze zostały ostatnie minuty!
- Kenny? - uniosła brwi ku górze. 
- Nic nie mówiłem! To przez kontuzję rzuciło mi się też trochę na głowę - zaśmiał się, obejmując ją ramieniem, a ta spojrzała na niego pobłażliwie.
- Proszę Cię, bądźmy szczerzy. Bez tej kontuzji z Twoją głową i tak nie było wszystko okej.
- Dobra, niech Ci będzie - jeszcze chwilę dało się słyszeć ich śmiechy, które przerwał spiker, obwieszczający, że ostatni skok oddaje obecny lider-Daniel Andre Tande.
Spojrzała się w górę, odnajdując go w locie. Przeniosła jedną z dłoni na swój -jeszcze płaski- brzuch, pod którym od dziesięciu tygodni rozwijała się malutka istotka, która jest owocem ich miłości. Malutka istotka, która... Wróć, przecież obiecali sobie nie wracać do tamtego okresu.

Danielowi udało się wyłączyć myślenie chociaż na czas skoków i skupić się na tyle, aby nie zabić się podczas któregokolwiek z lotu. Pomiędzy nimi krążył bez celu, a to po boxie Norwegów, a to po całej skoczni, obgryzając sobie palce i błagając Najwyższego, aby ten, jak to określił, palant (tak, chodzi mu o Gangnesa), niczego nie wygadał Miriam. Był świadomy tego, że zwlekał. Ostatni rok był dla niego, dla niej też, rekompensatą za wydarzenia z jego mroczniejszego okresu życia. Te miesiące pozwoliły mu pojąc ogrom uczucia, jakim obdarza pannę Northug. Dlatego teraz zdecydował, że zada jej to najważniejsze pytanie.
Obawiał się tylko jej reakcji. Miriam przez ostatnie tygodnie była...inna. Byłą zdenerwowana. Podupadła na zdrowiu... Przynajmniej tak to mu tłumaczyła. Ale jak to samiec, nie był w stanie sam się domyślić.
Sędziowie ocenili jego skok naprawdę wysoko. Odległość 245 metrów pozwoliła mu utrzymać pierwsze miejsce i zachować dziesięciopunktową przewagę nad drugim Kranjcem. Cieszył się niemal jak dziecko z tego, co osiągnął w tym sezonie. Był przecież drugim najlepszym skoczkiem świata!
W trakcie dekoracji docierało do niego to, co wydarzy się za parę minut. Zaczął odczuwać podenerwowanie i strach, które starał się ukryć za uśmiechem szczęścia.

Po całej ceremonii z ulgą znalazła się w jego ramionach. Tande spojrzeniem szukał Kennetha, który nieśmiało za nią szedł. Mrugnął do niego znacząco, a ten się szeroko uśmiechnął.
- Miriam - zaczął uroczyście. - Muszę Ci coś powiedzieć.
- Daniel... - zawahała się, czując palpitacje serca. - Ja... Też chcę Ci coś przekazać. Ale Ty pierwszy.
- Nie, Ty masz pierwszeństwo.
- Nie, Dani...
- Jezu, przestańcie się bawić w przepuszczanie i powiedz jej to, Tandex - wtrącił się zdenerwowany Kenny. Czuł obecną aurę, która też na niego wpływała. - Ale się streszczajcie, bo fotografowie tu idą.
- To weź tu i podejdź - starał się zachować spokojny ton, a wtedy to Gangnes się zreflektował. Ciało Miriam drżało i to nie od panującego dookoła mrozu.
Dla postronnego obserwatora gest w wykonaniu Norwegów wyglądał jak normalne uściśnięcie dłoni. Jednakże nie. Przez ostatnie dni do perfekcji opanowywali moment przekazania pudełeczka, w którym ukryty był złoty pierścionek dla Miriam. I jak widać to się udało, bowiem Norweżka nadal nie była niczego świadoma.
Tande przyklęknął na śniegu na prawe kolano, po czym otworzył niewielkie, czerwone pudełeczko i spojrzał na swoją ukochaną, która nie dowierzała swoim oczom.
- Nie zawsze było między nami kolorowo. Wielokrotnie upadaliśmy, aby potem wzbić się jeszcze wyżej w naszym uczuciu. Każdy taki upadek i wzlot przeżyty z Tobą utwierdza mnie w tym, że tylko z Tobą chcę być, że tylko z Tobą chcę spędzić swojego życia... - ujął jej dłoń, wsuwając cienką obrączkę na jej palec serdeczny. - Zgodzisz się zostać panią Tande?
Miriam odebrało mowę. Zrobił to. Oświadczył się jej. Dokonał tego, o czym...tak naprawdę od dawna marzyła. A marzyła o największym dowodzie jego miłości do niej.
- T..tak - szepnęła, ponownie padając w jego ramiona. Wtuliła się w niego, a ten się podniósł i okręcił nimi dookoła własnej osi.
Gdzieś tam z tyłu fotografowie uwieczniali tę chwilę, jednakże nikt nie zwracał na to uwagi. Bardziej skupiali się na sobie. Na swoim szczęściu.
- Miriam, masz coś jeszcze do dodania? - spytał Gangnes, przerywając tę jakże słodką chwilę.
- Gangster, Ty wiesz, jak zniszczyć atmosferę - jęknął młodszy skoczek, a Miri odetchnęła ciężej. Teraz czas na nią.
Poczuła na sobie spojrzenie swojego narzeczonego. Serce podeszło jej do gardła, a strach opanował jej ciało. Na dobrą sprawę nie wiedziała nawet, jak to powiedzieć. Wszystkie scenariusze, jakie wymyśliła, szlag trafił.
Wyplątała się z jego uścisku i schwyciła jego chłodne dłonie. Zacisnęła wargi, przenosząc na niego swój wzrok.
- Daniel - wyszeptała. - Będziemy rodzicami.
Teraz to jemu odebrało mowę. Zostanie ojcem... Nie mógł w to uwierzyć. Nie wiedział nawet, co myśleć.
- Dani? - spytała nerwowo, chwytając w swoje dłonie jego twarz.
- Ten dzień... Nie mógł być lepszy - naparł na jej wargi w czułym pocałunku.



okej.
nadal nie wierzę, że TEN dzień nadszedł. naprawdę! przecież ja niedawno zaczynałam swoją przygodę z losami Miriam, Daniela i Johanna! niedawno zastanawiałam się, jak ma przebiec ich historia, czy Miri ma z tego wyjść... hehe.
to fanfiction jest moim najpopularniejszym, jeju! jesteście niesamowite! :)
dziękuję za każde słowo, które padło w moją stronę w komentarzu od Was.
dziękuję za każde odwiedziny, stracenie kilku minut, aby dowiedzieć się, co tam znów im wymyśliłam...:D
liczę, że pojawicie się w takim samym (a nawet i większym) składzie u Kennetha, który rusza we wrześniu, a tym czasem chcę Was zaprosić na odrobinę szalone przygody młodszej siostry Holgera (nieważne, jak ma na imię, przemilczmy to XDD), których początki poznacie już w tę środę!

środa, 13 lipca 2016

dwudziesty czwarty - ostatni

Powoli podniosłam powieki. Wystarczająco długo milczałam, a on mówił, jak do ściany. Wystarczająco dużo usłyszałam, aby mieć przed sobą obraz najprawdziwszej prawdy. Co rzecz jasna nie oznacza, że podjęłam decyzję... Nadal do końca nie wiem, co powinnam zrobić.
Ostrożnie przekręciłam głowę, aby móc na niego spojrzeć. Nadal trzymał moją dłoń, a jego wzrok skupiał się na mojej twarzy. Uśmiechał się blado, a w jego oczach było widać ślady łez.
- Przepraszam, Mir... Postąpiłem wbrew Twojej woli... - chciał się podnieść. Fakt, przecież powiedziałam, że...że nie chcę nikogo widzieć.
- Zostań... Już wszystko wiem.
Byłam słaba i to, że w ogóle cokolwiek powiedziałam było cudem. Ale to usłyszał, widziałam jego reakcję na te słowa.
- Słyszałaś... - szepnął niepewnym tonem, nerwowo przełykając ślinę.
- Wszystko - westchnął ciężko, spuszczając wzrok. Teraz to obie jego dłonie trzymały jedną z moich. Zmusiłam swoje mięśnie do pracy i przyłożyłam drugą z nich na nie.
- Nie przemęczaj się - poprosił, przysuwając się jeszcze bliżej. Prychnęłam cicho. Dużo razy robiłam coś wbrew wszystkiemu, więc dla mnie to żadna nowość.
Powinno mnie odrzucać na sam jego widok, prawda? To on mnie skrzywdził tak mocno, że byłam bliska śmierci. Okłamał mnie. Całe nasze nieszczęście zostało zapoczątkowane przez jego osobę...
Ale nie potrafię. Teraz, kiedy wszystko się rozjaśniło... Zdecydowanie nie jestem w stanie. Nie potrafię go zranić, zostawiając go na pastwę losu. Widzę, jak to przeżywa. Widzę jego zmianę... Ale tych szans dawałam mu już tyle... Czy na tę też się zbiorę?
Aczkolwiek nadal nie jestem pewna w swoich poczynaniach. Nie umiem też przejść obojętnie wobec tego wszystkiego, co działo się przed wypadkiem... Sześć lat to naprawdę szmat czasu...
- Powinnaś odpoczywać - szepnął, wyswabadzając jedną z dłoni i nieśmiało przemierzył opuszkami palców długość mojego przedramienia.
- Chcę, abyś tu został, Daniel. Został i... i już mnie nie opuszczał - na jego twarzy zakwitł najpiękniejszy uśmiech, jaki dane było mi kiedykolwiek w życiu zobaczyć. Moje serce zmiękło, dając z siebie wszystko. Uśmiech, który utwierdzał mnie, że to, co było między nami jest nie do zniszczenia...

Poprosiłam Daniela, aby Johann pojawił się wtedy, kiedy będzie mógł. Chciałam usłyszeć jeszcze raz to wszystko, tym razem z jego ust. Musiałam być w dwustu procentach pewna. Na sto już byłam.
Cóż, musiałam trochę poczekać, ale było mi to na rękę.
Tande naprawdę się starał. Spędzał ze mną każdą możliwie wolną chwilę. Wrócił do treningów, przygotowuje się także do startu w kolejnym konkursie.
- Dlaczego nie potrafisz postąpić inaczej, Miriam? On Cię zniszczył, nie widzisz tego? - był wściekły, dało się to wyczuć z odległości kilometra. - Czy musisz umrzeć, abyś w końcu zrozumiała, jak jest?
- Ale ja wszystko rozumiem, Johann. I wszystko też widzę. Jedyną osobą, która tu szkodzi jesteś Ty. Byłeś, może nawet i jesteś naszym przyjacielem, a jak robisz? Postępujesz jak jego całkowite przeciwieństwo.
Dobrze mi się wydawało, czy gdyby nie świadomość, że jesteśmy w szpitalu, to coś złego by się tu stało? Forfang jak widać nie znosi porażek...
- Chronię Cię przed najgorszym, a Ty tego nie widzisz - szepnął, zaciskając palce na mojej dłoni.
- Niby przed czym chcesz mnie chronić?
Nim odpowiedział, w jego oczach ujrzałam cień wrogości.
- Przed Danielem - stara śpiewka. Znudzi mu się ona kiedyś, czy będzie tak gadał do końca świata?
- Teraźniejszy Daniel i Daniel przed wypadkiem to dwie całkiem różne osoby.
- A co, jeśli robi to po to, aby zamydlić Ci oczy? - tak naprawdę nie myślałam o tym, ale... Chyba by tego nie zrobił, co nie? Przecież nadal pamięta, jak skończyła się poprzednia próba...
- Nie zrobiłby tego - próbowałam brzmieć pewnie. Aby nie dać się zagiąć jakiemukolwiek jego słowu. - Ludzie się zmieniają.
- Ale tacy jak on nigdy. Alkoholik zawsze zostaje alkoholikiem, nawet jeśli nie pije. A ćpun zawsze będzie miał piętno ćpuna.
- Nie mów tak - syknęłam.
- Nie chcesz przyjąć do siebie prawdy, filtrujesz wszystkie informacje.
Tego już było za wiele... Nie wiedział praktycznie niczego. Był świadomy tylko tego, co wówczas mu powiedziałam i tego, co ujrzał. Więc jak śmie tak twierdzić?!
- Ty nic nie wiesz, naprawdę - poczułam, że zbiera mi się na płacz. Nie teraz, Miri, nie teraz...
Przed wypowiedzeniem kolejnego oszczerstwa powstrzymało go otwarcie drzwi. Przeniosłam na nie wzrok. Daniel...
- O wilku mowa - prychnął, opadając na stołek, znajdujący się przy moim łóżku. Skrzyżował dłonie na piersiach i przyglądał się Tande, który wchodził do środka. Cmoknął mnie w czoło, po czym zajął miejsce na skraju łóżka, wpatrując się w Forfanga.
- Nie powinnaś mu na to pozwalać. Nie po tym - młodszy z moich towarzyszy przeniósł na mnie wzrok. Dłoń Daniela odnalazła moją i nieśmiało splotła nasze palce razem. Wewnętrznie piszczałam z ogarniające mnie euforii, aczkolwiek zewnętrznie wolałam pozostać bez jakiejkolwiek emocji.
- Przestań się wpieprzać w nie swoje życie - Tande o dziwo pozostawał spokojny... Nie to, co Johann.
- Będę, bo nie potrafisz dbać o nią i o to, co dla Ciebie zrobiła - wstał z taboretu i ruszył w stronę wyjścia, nie mówiąc ani słowa pożegnania.
Panowała między nami cisza, słychać było nasze oddechy i odgłosy zza drzwi. Zero aparatur. Jest ze mną teraz na tyle dobrze, że ich nie potrzebuję. Niedługo też mam opuścić szpital... Ma być dobrze, prawda?
- Nie jest w stanie pogodzić się ze zbliżającą się porażką... Ale ta wściekłość na mnie przekłada się na jego lepsze wyniki - próbował wyciągnąć z tego jakieś dobro?
Spojrzałam na niego zaskoczona, a ten się uśmiechnął, przybliżając się bardziej. Jego ramiona szczelnie mnie objęły, a moje serce załomotało.
- Będzie dobrze, prawda? - spytałam, przenosząc dłonie na jego ramiona. Uśmiechnął się słodko, przyciągając moją twarz bliżej swojej. Oddech momentalnie uwiązł mi w gardle, a rozwarte oczy obserwowały jego poczynania. Jego nos trącił mój, po czym...jego wargi musnęły moje.
- Zrobię wszystko, aby było jak najlepiej.


to tak. mamy ostatni rozdział. też nie mogę uwierzyć, ze dwadzieścia cztery tygodnie tak szybko zleciały! w niedzielę epilog i... oficjalnie żegnamy się z losami Miriam, Daniela i Johanna. :'( 
w ogóle miałam dodać to rano, ale... wyleciało mi z głowy, haha XD 

środa, 6 lipca 2016

dwudziesty trzeci

Chyba odzyskałam świadomość. I chyba nadal żyję. Czułam na swojej dłoni czyjś dotyk, a moich uszu docierał ten głos...
O nie, zdecydowanie nie żyję. Zdecydowanie śnię. To niemożliwe, aby to zdarzenie miało miejsce w rzeczywistym świecie...
Właścicielem tego głosu i osobą, która trzyma moją dłoń jest... Jest Daniel. Ten sam Daniel, którego nie chciałam widzieć. Ten sam Daniel, który na spółkę z Johannem mnie okłamali tuż po przebudzeniu. Ten sam Daniel, który...który mnie kocha.
Mówił mi teraz tyle rzeczy... Tyle cudownych rzeczy, jednocześnie tyle rzeczy, które sprawiały najwięcej bólu...
- Gdybym tylko wiedział, co się stanie po tym, jak chociażby pomyślałem, aby spróbować czegoś zakazanego... Przysięgam Ci, że nigdy bym nawet na to nie spojrzał. Byłaś, tak naprawdę to nadal jesteś dla mnie ważna. Tfu, jakie ważna. Najważniejsza.
Skoro byłam jestem dla niego najważniejsza, to...to dlaczego z tym nie przestawał?
- Czułem się wolny, kiedy tylko w moich żyłach krążyły dragi - czy ja to powiedziałam na głos, czy co? - Dziś wiem, że to było idiotyczne. Dziś wiem, że źle postąpiłem. A żeby to wszystko zrozumieć... - głos mu się urwał, a z warg wydostało się postrzępione powietrze.
- Nie chciałem Ci tego mówić, ale myślę, że zatajenie czegokolwiek przed Tobą, szczególnie teraz, kiedy...kiedy chcę o Ciebie walczyć... Byłoby co najmniej nietaktowne. Sprawiłoby, że znów utrudniłbym sobie walkę o Ciebie, dając pole do popisu Forfangowi.
Przełknęłam nerwowo ślinę, czekając na to, co ma mi do zakomunikowania. W ogóle miał świadomość o tym, że...że go słyszę? Że moje serce cierpi, słuchając tylu słów wypełnionych emocjami? Tyle bólu, cierpienia, ale także...także radości.
W końcu słyszę prawdę. Całą prawdę. Te słowa są potwierdzeniami moich ostatnich snów... Potwierdzeniem tego, co powiedział Johann kilka dni temu. Potwierdzeniem tego, co widziałam na fotografiach i tego, co usłyszałam od Maren...
- Mir... W dniu wypadku byłaś w siódmym tygodniu ciąży.
Waaaait? Że jaka ciąża?! To... to było poniżej pasa. Przez ten wypadek... straciłam je? Nie, to nie może być prawda...
Usłyszałam cichy szloch. To on... To on płakał... A ten dźwięk łamał moje serce.
- Przepraszam, Miriam... - wyszeptał ledwo słyszalnie. Poczułam na policzku jego palce. - Wiesz, jak ciężko mi żyć ze świadomością, że...że przyczyniłem się do jego śmierci? Wiesz, jak ciężko mi z tym, że prawie Ciebie straciłem? Że w sumie to już nigdy nie będziemy razem?
Z każdą kolejną chwilą słuchania tego... Chciałam mu powiedzieć, aby przestał sprawiać sobie oraz mi jeszcze większy ból. Ale podświadomość chciała usłyszeć tę wersję do końca. Chciała wiedzieć wszystko, absolutnie wszystko, aby móc to spokojnie poukładać.
- Zrozumiem, jeśli mi powiesz, że mam odejść z Twojego życia. Przynajmniej postaram się to zrobić. Ale wiesz co? Nie zniknę z niego. Będę, czy tego chcesz, czy nie. Wystarczająco dużo krzywdy Ci sprawiłem... Teraz pora dorosnąć i zacząć robić wszystko inaczej.
Znów zamilkł na dłuższą chwilę, a jego dłoń nieprzerwanie trzymała moją. Czułam to ciepło. Czułam, że... że chyba go kocham. Przeszliśmy tyle razem. Tyle dobrego i tyle złego... Ale... Naprawdę ciężko jest zaufać.
Musiałam to sobie wszystko przemyśleć. Nie mogłam działać pod wpływem chwili, tylko na spokojnie, 'przetrawić' każde za i przeciw. Pomyśleć o konsekwencjach swojej decyzji...
- Chcę, abyś wiedziała, że nie biorę od dnia Twojego wypadku. Prawie raz to złamałem, ale... Ale powstrzymałaś mnie.
Zmarszczyłam brwi, a przynajmniej miałam wrażenie, że to zrobiłam. Jak to powstrzymałam go? Przecież wtedy pewnie leżałam w śpiączce...
- Byłaś przy mnie przez ten cały czas. To zabrzmi idiotycznie, ale czułem, że cały czas mi towarzyszysz. Że byłaś przy mnie podczas mojej pierwszej wygranej. I chciałbym... Chciałbym, abyś była podczas każdej kolejnej. Abyś była przy mnie także podczas każdej mojej porażki i swoim głosem motywowała mnie do dalszego działania... Bo wiesz co? Staram się trzymać, dzielnie walczyć, ale... Idzie mi to coraz słabiej. Wygrywa ze mną strach o nadchodzącej porażce. Tej najbardziej dotkliwej.
Jak to? Jak to nie ma siły? On? Jaka porażka? Chyba nie myśli o tym, że...że będę chciała usunąć go ze swojego życia? Po tym wszystkim, co przeszliśmy? Po tym wszystkim, co teraz się dzieje?
Coraz bardziej hipnotyzowałam się jego głosem, a te słowa, które wypowiadał... Powodowały mój wewnętrzny rozpad. Tyle cierpienia, które przeżył. Tyle cierpienia, które wywołał... Tyle cierpienia, które znosiłam przed wypadkiem...
- Wiem, że byłem najgorszym chłopakiem, jakiego kiedykolwiek miałaś. Ale wiedz, że darzyłem i darzę Cię największą miłością, o jakiej każda inna może pomarzyć. Zrobię wszystko, aby dla Ciebie było jak najlepiej. Nawet kosztem własnego cierpienia.
Znów nastała głucha cisza, przerywana pikaniem aparatur. Krępująca cisza, chociaż pewnie nawet nie wiedział  o tym, że słyszę go i te słowa, które mówił.
Chciałam usłyszeć coś jeszcze z jego ust. Cokolwiek, po prostu chciałam cieszyć ucho brzmieniem jego głosu. Jednym z najcudowniejszych dźwięków, jakie słyszałam w tym drugim życiu.
W głowie obrazowała mi się cała nasza przeszłość. Początki jeszcze w gimnazjum, potem szkoła średnia... Od zawsze mi towarzyszył, chociaż żadne z nas tak naprawdę tego świadomie nie robiło. Teraz, kiedy wiedziałam dużo więcej, łatwiej było mi widzieć to, co było kiedyś.
Każdy wzlot i upadek. To takie... nieświadome ranienie. Szczeniackie zapędy. Dosłownie wszystko.
- Chciałbym mieć pewność, że to wszystko słyszysz, Mir. Chciałbym mieć też pewność, że to, co nadejdzie, będzie o wiele lepsze od tego, co teraz jest. Jeszcze dużo przed nami. Trochę wariuję od tej niepewności... I naprawdę tęsknię za tym, co było. Że byłaś ze mną, pomimo tego, ile bólu Ci sprawiałem.
Chciałam mu dać chociażby najmniejszy znak, żeby wiedział, że jestem i że to słyszę. Spróbowałam naprzeć na jego dłoń, drgnąć powieką, kącikiem ust... Czymkolwiek, co by zauważył. Co rozwiałoby jego wątpliwości... Ale miałam wrażenie, że nie jestem w stanie tego zrobić. Jestem potwornie słaba...
- Miriam, nie możesz mnie zostawić... Ja nie przeżyję tego, jeśli odejdziesz i nigdy już nie wrócisz. Potrzebuję Cię do tego, aby móc normalnie żyć.


jak dobrze pamiętam, to kiedy pisałam ten rozdział, to płakałam jak bóbr. nigdy nie byłam normalna, więc wiecie XDDDD

środa, 29 czerwca 2016

dwudziesty drugi

- Maren... - rozglądałem się dookoła, poszukując jak głupi młodej pielęgniarki. Cholera, zapomniałem. Przecież miała nocny dyżur, więc logiczne, że popołudniem nie ma jej w szpitalu... A Miriam? Gdzie ona? Przecież młoda pielęgniarka miała mnie powiadamiać, kiedy coś się stanie z moją ukochaną... No chyba że nie wiedziała... W co szczerze wątpię. 
Sięgnąłem po telefon, poszukując jej numeru. Musi coś wiedzieć, bo przecież nikt inny nie chce mi tego przekazać. Uroki tego, że pacjentka zażyczyła sobie tego, aby nikt nie dowiadywał się o jej stanie.
Wybrałem odpowiedni numer i przyłożyłem urządzenie do ucha. Nerwowo przestępowałem z nogi na nogę. Miałem wrażenie, że...że stało się coś złego. Coś o wiele gorszego od tego, że nie chce mnie widzieć. Tylko... Co mogło być tym "czymś złym"? To istnieje jeszcze coś takiego?
Za pierwszym razem nie odebrała. Kurwa. Maren, do cholery! Chociaż Ty mi tego nie rób...
~ Halo? ~ usłyszałem jej zdyszany głos za drugą próbą połączenia. No nareszcie.
- Gdzie jest Miriam... - szepnąłem do słuchawki, czując, jak moje ciało ogarnia bezsilność. Poczułem się gorzej. Zrobiło mi się...słabo. Ale czemu?
~ Miri nie chce, abyś o tym wiedział ~ to odrzucenie bolało. Potwornie mocno. Było o wiele gorsze od każdego naszego rozstania...
- Miriam musi sobie przypomnieć wszystko, a do tego jestem jej potrzebny. Nieważne, co będzie potem. Musi się tego dowiedzieć. Teraz. Zaraz.
Przez dłuższą chwilę nikt nic nie mówił, a mnie coraz bardziej brało.
- Maren, proszę Cię. Miriam musi usłyszeć to wszystko. Muszę przy niej być.
Nic, zero odpowiedzi. Dodatkowo zaczęły pocić mi się dłonie, a zdenerwowanie osiągało swoje apogeum. Gdybym tylko mógł, to padłbym na kolana i zaczął ją błagać.
- Maren, proszę... - szepnąłem błagalnie, chociaż bardziej to brzmiało tak, jakbym miał się rozpłakać. Nim usłyszałem jej odpowiedź, głośno westchnęła
~ Oddział obserwacji, sala numer 11.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo jestem Ci wdzięczny - nie żegnając się zakończyłem tę rozmowę i telefon schowałem z powrotem do kieszeni spodni.
Nogi miałem jak z waty, ale miałem cel. Musiałem ją zobaczyć. Musiałem usłyszeć jej głos. Nawet, jeśli miałaby wykrzyczeć, że nie chce mnie znać, że mam odejść z jej życia... Nie jestem gotowy na ostateczne odrzucenie, ale jestem świadomy, że może tego chcieć. A to, że nie zniosę tego, jeśli moje myśli staną się rzeczywistością jest drugą, mało istotną kwestią...
Niepewnym krokiem wkroczyłem na oddział obserwacji, który sąsiadował z działem zakaźnym. Z każdym kolejnym krokiem, który przybliżał mnie do sali numer 11, bałem się coraz bardziej. Złe myśli wykańczały. Złe myśli powodowały, że przepełniała mnie niepewność w moich poczynaniach. Że powinienem się teraz wycofać... Ale nie, nie mogłem. Nie tym razem. Ile ja mam lat, do cholery? W końcu kiedyś trzeba zacząć zachowywać się jak dorosły facet.
Przed wejściem do jej sali powstrzymały mnie dwie pielęgniarki. 'Powstrzymały' łagodnie mówiąc. 
- Pan do kogo? - jedna z nich, ta starsza, swoim cielskiem zasłaniała wejście do sali. Nic nie widziałem, absolutnie.  
- Do Miriam Northug. Muszę tam wejść - nie brzmiałem pewnie. Jak miło, nieprawdaż?
- Nie można wejść do pacjentki, musi odpoczywać - miałem wrażenie, że za powodem braku możliwości wejścia stoi co innego... Wtedy zauważyłem, jak drzwi się otwierają, a pielęgniarki robią miejsce swojej koleżance, która wywozi masę sprzętu. Wcale mnie to nie zaniepokoiło...
- Było ciężko, ale udało się przywrócić poprawne parametry - zamarłem, słysząc te słowa lekarza. Poprawne parametry?.. 
- A pan Tande to do kogo? - mężczyzna zwrócił się do mnie podobnym tonem.
- Do Miriam Northug - powtórzyłem niemrawo. - Muszę do niej wejść... Proszę.
- Pacjentka odpoczywa, ale... Dobrze, może pan wejść - jedyny mądry, a nie jak te... Uh, lepiej oszczędzę sobie języka.
- Dziękuję - wyszeptałem, czując ulgę. - W ogóle to...co się z nią dziś stało?
- Przenieśliśmy ją tutaj, bo wszystko wyglądało na to, że jest dobrze. Ale... Zatrzymała nam się. Na chwilę, ale zatrzymała... - coo, jak to?! Przecież... Nie, to nie może być możliwe. Nie, nie wierzę, to głupi sen. - Ale udało się przywrócić poprawne parametry. Jednakże jest opcja, że powróci na OIOM.
Nie byłem za zbytnio pocieszony tym, że znów się jej pogorszyło. Miało być dobrze... Czemu w końcu nie może nic się zacząć układać tak, jak powinno? Czy Najwyższy naprawdę sobie ze mnie kpi, karząc przy tym niewinne istoty, które znaczą dla mnie więcej niż wszystko?
- Wejdź, proszę - wskazał dłonią w stronę środka, gdzie leżała. Skinąłem mu głową i postawiłem pierwsze kroki.
Znów miała na twarzy maskę tlenową. Znów dookoła jej łóżka znajdowało się sporo aparatur. Znów poczułem ogromny kamień na dnie mojego serca.
Wyglądała tak spokojnie. Dłonie leżały wzdłuż jej ciała, a w żyły były powkuwane rurki, na których widok mnie zemdliło. Po pomieszczeniu regularnie roznosiły się pikania maszyn, które utrzymywały jej stabilny stan. To nie tak miało wyglądać...
Siedziałem dłuższą chwilę na niewygodnym krzesełku, milcząc. Nie wiedziałem, czy mnie słyszy. A chciałem jej tyle powiedzieć... Bałem się, że za chwilę już może być za późno, że nie dowie się, jaka była prawda...
Nie patrzyłem się na nią, nie potrafiłem. W swoich dłoniach trzymałem jej kruchą rękę. Może miałem paranoję, ale czułem, że delikatnie ściska moje palce. Czyli to ten czas...
- Mir... Nie wiem, czy słyszysz, czy nie, ale... Chcę, abyś wreszcie usłyszała wszystko z moich ust. Nie wiem, co powiedział Ci Johann, ale jestem przekonany, że coś przekręcił tylko po to, abyś wreszcie mnie znienawidziła jak nikogo innego.
Czułem się głupio, ale miałem świadomość, że to słyszy... A co z tym idzie, pewnie słyszą to też pielęgniarki. Ale mniejsza z nimi, liczy się tylko Miriam.
- To przeze mnie wpadłaś pod ten samochód. To przeze mnie miałaś ten wypadek, którego następstwa teraz doznajesz. Biorę na siebie całą odpowiedzialność. Za absolutnie wszystko. Ale mam nadzieję, że ten raz też mi wybaczysz. Chociaż będzie Ci niesamowicie ciężko.
Mi jest ciężko chociażby z tym żyć. Ten ciężar... Nigdy go nie odczuwałem. Znaczy się do chwili, kiedy to zdarzył się ten wypadek...
- Wiem, że się nie spisałem, przecież tyle razy Cię zawiodłem. Tyle razy cierpiałaś przeze mnie... A ja pomimo tego robiłem swoje. Przepraszam Cię, tak strasznie bardzo...
Zerknąłem na szafkę tuż obok łóżka. Leżały na nim nasze zdjęcia... Uśmiechnąłem się przez łzy.
- Mam cichą nadzieję, że zobaczyłaś te zdjęcia. Widziałaś, jacy byliśmy szczęśliwi. Ile razem przeszliśmy... Miriam, kocham Cię. Kocham jak wariat.



No to ten... powoli zbliżamy się do końca. 
i jestem ŚWIADOMA, że coś spieprzyłam. XD


środa, 22 czerwca 2016

dwudziesty pierwszy

Ta noc była...dziwna. Co najmniej dziwna. Momentami przerażająca, a chwilami... Chciałam, aby to wszystko było rzeczywistością.
Śniło mi się potwornie dużo rzeczy, które po dłuższym namyśle łączyły się w piekielną całość. Było tam... potwornie dużo Daniela. I to w najróżniejszych postaciach - zaczynając od tych przyjemnych, a kończąc... kończąc w tych najgorszych. Jeśli miałam wierzyć temu, co działo się w moich wyobrażeniach sennych, to moja przeszłość...była naprawdę ciekawa.
Rankiem czułam się...dziwnie. Ni dobrze, ni źle. Ale czułam, że...że jestem słabsza. Nawet nie wiem czemu. Niby normalnie funkcjonowałam...
- Cześć - usłyszałam wysoki głos Maren. Spojrzałam na jej zazwyczaj pogodną twarz, którą jak zawsze rozświetlał życzliwy uśmiech. Była taka pozytywnie nastawiona...
Stała w drzwiach ubrana w zwyczajne ubrania... Czyli kończyła swój dyżur. Miałam być sama. To zabolało.
Uśmiechnęłam się blado w stronę młodej pielęgniarki. Ruszyła w moją stronę i zatrzymała się dopiero przed moim łóżkiem.
- Wczoraj wieczorem był tu Daniel... - zacisnęłam wargi, słysząc to imię. Czemu? Przecież mnie okłamał. Czemu w ogóle to zrobił?.. Poczułam pieczenie oczu. - I dał mi to - podsunęła mi plik zdjęć. Kolejne zdjęcia?
Nieśmiało wzięłam je do rąk. Ale...nie miałam w planach się im przyglądać. Czy to wszystko miało jakikolwiek sens pośród tej fali kłamstw?
- A ja, kiedy już nie miałam co robić na dyżurze... Trochę szukałam w internecie o Tobie i o nim. Pozwoliłam sobie także zobaczyć te zdjęcia. Wiesz... Ja nie siedzę w skokach i tak dalej, ale to, co znalazłam... Aż mnie ruszyło.
Siedziałam i patrzyłam się na nią jak na idiotkę, marszcząc brwi. O czym ona do mnie mówiła?
- Mogę poprosić trochę jaśniej? - uśmiechnęła się delikatnie w moją stronę, sięgając do kieszeni po telefon. Po co jej, do diaska, potrzebny telefon?
Dalej zaciskałam w dłoniach te fotografie. Tak na dobrą sprawę... Nie wiem, czemu nie chciałam ich oglądać. Czy tym widokiem miałam się tylko dobić bardziej? Miałam narobić sobie złudną nadzieję?
Chwilę szperała w urządzeniu, po czym dało się słyszeć słowa gratulacji obcego mi głosu. A potem... Ten tembr... Poczułam dziwną ulgę, a moje serce mocniej zabiło.
~ Tę wygraną zawdzięczam i dedykuję mojej ukochanej ~ ukochana... Nie, to na pewno nie chodzi tu o mnie. Skądże znowu.
- Miał tu na myśli Ciebie, Miri - z trwogi wyrwał mnie jej głos. To, co się we mnie działo... Ta wewnętrzna kłótnia... Nikomu nie polecam. - To on przychodził tu każdego dnia i przesiadywał tu niemal do wieczora. Często było mi go szkoda, ale... Ale teraz rozumiem, czemu to robił.
- Niby czemu? - wyłkałam, próbując się nie rozkleić do końca. Miał na myśli mnie... Bywał tu praktycznie cały czas. Swoją wygraną zadedykował mi...
Serce chciało w to wszystko wierzyć. W każde słowo, ale rozum był temu przeciwny.
- Bo Cię kocha - te trzy słowa brzmiały tak...tak niedorzecznie. Sprzecznie. Czy gdyby mnie kochał, to robiłby to?
- Proszę Cię, nie żartuj sobie - nie brzmiałam pewnie. Ona na pewno też to poczuła.
- Miriam, przestań - zaczęła tracić do mnie cierpliwość. Cóż, każda z nas miała swoje racje. Oddychałam ciężko... Nie chciałam się kłócić. A w dodatku... Nie miałam na to sił. Gdybym tylko mogła, to bym się do reszty wypłakała. Czyli moje 'poprzednie' życie też tak wyglądało? Jedna wielka fala rozczarowań?
- Nie, Maren. Okłamał mnie. I on, i Johann...
Obaj to kłamcy. I co niby nimi kierowało? Johann przecież... Przyznał mi się, że robił to wszystko z...z miłości do mnie. A Daniel? Nie usłyszałam tego od niego, tylko...tylko od innych. Czemu? Czemu nikt nie potrafi się zebrać i opowiedzieć mi o tym od początku do końca?
- A może miał swoje pobudki, aby to zrobić? - chciało mi się śmiać przez łzy.
Nic nie mówiła, tylko... Tylko mnie przytuliła. Chyba naprawdę wyglądałam, jakbym zaraz miała się załamać. Jednakże czułam, że...że to nie jest to, czego potrzebuję.
Siedziałyśmy w ciszy, jej dłonie gładziły mnie po plecach, a ciało, pomimo swojego ciepła, nie gwarantowało mi go...
- Miri, nie chcę, ale muszę Cię teraz zostawić - mam zostać sama? Teraz, kiedy potrzebuję wsparcia? - Dziś przeniosą Cię też do innego działu, gdzie nikt Cię nie znajdzie, więc na spokojnie będziesz mogła wszystko sobie przemyśleć...
Nie chciałam być sama. Nie mogłam zostać sama...
- Dasz radę, Miri - pogładziła mnie po ramionach, po chwili podnosząc się z miejsca. - Będę wieczorem.
Skinęłam głową, a po moich policzkach dalej płynęły te pieprzone słone kropelki pokazujące moją bezsilność wobec tego, co mnie spotyka. Naprawdę jestem za słaba na to życie...

Niedługo po wyjściu Maren przeniesiono mnie z intensywnej terapii. W końcu mogłam swobodnie się ruszać, ale jakikolwiek krok sprawiał mi taki ból, że...że nawet nie próbowałam. Koło południa w końcu zdecydowałam się obejrzeć te zdjęcia, które przekazała mi młoda pielęgniarka. Może kiedyś nie było tak, jak opowiadał Johann? Daniel wyglądał na...na czystego. Nie wiem, nie miałam większej styczności z osobami biorącymi. No może z Danim... Ale tego jeszcze do końca nie pamiętam. Są to jakieś przebłyski, głównie z moich snów, kiedy to klęczał i błagał mnie o to, abym go nie zostawiała... Nawet w wyobrażeniu łamało to moje serce.
Nie mógł sobie tego wymyślić, więc... Więc naprawdę musieliśmy się kochać. A teraz?
Wiele z tych fotografii przedstawiały widoki z moich snów, które śniłam do tej pory. Czyżby nawet moja podświadomość podsyłała mi sygnały?
Na sali byłam sama... Na całe szczęście. Byłam pewna, że nie nadawałam się do egzystencji pośród ludzi. Nie teraz, kiedy jestem w stanie wewnętrznego rozbicia. Miałam to wszystko sobie przypomnieć, tak? A tak naprawdę pozostałam z tym wszystkim sama. Po części ze swojej winy, bo nie chciałam się widzieć z żadnym z nich. Ale to nie ja kłamałam od samego początku, próbując wykreować 'nową' mnie... Czemu chcieli to zrobić?
Zmusiłam się do krótkiego spaceru, chociażby do łazienki. W końcu uwolniłam się od zależności od pielęgniarek. Szłam chwiejnie, niepewnie, ale najważniejsze: sama. Stawiałam maleńkie kroczki, aby uniknąć niepotrzebnego upadku. Cóż... Na moje nieszczęście skończyło się to jak zawsze.
Będąc tuż obok wyjścia zakręciło mi się w głowie. Nogi zrobiły się jak z waty, a jedyne, co widziałam to jedna wielka ciemność. Nie zdążyłam nawet krzyknąć, a runęłam jak długa na ziemię.


ups? hehe, wiecie, jaka jestemXD
no to...w końcu wakacje nadchodzą😍 nareszcie! może zabiorę się w końcu za ff, jakie powstanie po tym. może, eh
oczekujcie kolejnego i mnie nie zabijajcie!

środa, 15 czerwca 2016

dwudziesty

Norweska kadra już powróciła po Turnieju Czterech Skoczni, które wygrał nie kto inny jak Prevc. Równało się to z tym, że mój, nasz spokój się skończył. Wrócił Forfang. Wracam do treningów...
Pamięć Miriam dalej stoi na tym samym poziomie. Przynajmniej tak to wygląda, bo nic nie mówiła o jakichkolwiek zmianach. Nie potrafiłem określić, czy to mnie cieszy, czy nie.
Nieszczerość wobec niej była naprawdę nieuczciwa, ale... Ale byłem myśli, że to było odpowiedniejszym rozwiązaniem. Cóż, po wiadomości od Johanna ta myśl się zmieniła...
Johann: Swoje zrobiłem. Jesteś skończony.
Zmroziło mnie, odczytując tę wiadomość. Skończony? Niby jak? Wcześniejsze SMSy, w porównaniu z tym nie tobiły na mnie takiego wrażenia...
ja: o co Ci, do cholery, chodzi?
Na odpowiedź czekałem niecałą minutę, a to zdanie... To zdanie mnie rozbiło.
Johann: Miriam Cię nienawidzi.
Miriam mnie nienawidzi? Jakim cudem? 
Poczułem, jak moje serce pęka tak, jak rozbite lustro. Musiał jej powiedzieć, albo... Albo przypomniała sobie o tym wszystkim. To są jedyne opcje. Żadnej innej nie widzę.
Nie mogę tego tak zostawić. Po prostu nie mogę. Muszę jej pokazać, że udało mi się, uwolniłem się od tego świństwa, jakie zaburzyło nasz spokój. Muszę jej udowodnić, że jestem kimś innym.
Zgarnąłem z komody zdjęcia, jakie nie znalazły się w jednym z albumów, albo na ścianie. Pośród nich ujrzałem białą kartkę... To mnie na chwilę zatrzymało.
Kolejna zbitka liter. Pisana ręcznie. Ten charakter pisma... Te idealnie równe literki... Wiadomość od Miriam... Niby z jakiego okresu czasu?
"Musisz zrobić wszystko, abym sobie Ciebie przypomniała. 04.12.15."
Przecież wtedy Miriam była w śpiączce. Więc niby...niby jak? Zjawiska paranormalne... przecież one nie istnieją.
Nie. Właśnie, że one istnieją. 
Po jej wypadku działo się tyle rzeczy, o których nikt nigdy by nie śnił. Ten chłód, te latające książki i donniczki. To mi się nie śniło, bo naprawdę sprzątałem te wszystkie rzeczy. Ona czuwała nade mną. Czuwała, abym nie odpieprzył żadnej głupoty. Ale jaki to ma sens, skoro teraz tego nie pamięta?
Więc ta wiadomość nie jest przypadkiem. Muszę zrobić wszystko, aby przypomniała sobie każdą dobrą chwilę, jaką razem przeżyliśmy. Musi uwierzyć w moją przemianę. Boję się jej utraty... Nie zniosę jej po raz drugi.
Wsadziłem kartkę z powrotem pośród fotografie, ukazujące naszą dwójkę. Starałem się, pomimo tych dragów. Jednakże to... To nie wystarczyło.

- I co tu jeszcze robisz? - warknął Forfang, gdy tylko zjawiłem się przed jego mieszkaniem.
- Co jej, palancie, powiedziałeś - syknąłem, na chama wchodząc do środka. Próbował się postawić, ale cóż. To on był tu tym spokojniejszym, a co za tym idzie, wątlejszym. Nie stanowił dla mnie żadnego problemu.
- A co miałem powiedzieć? Przekazałem jej samą prawdę. To, czego Ty się bałeś powiedzieć.
Fakt, bałem się. I co z tego. Strach jest ludzką rzeczą. Aczkolwiek... Wiem, że powinienem postąpić inaczej. Ale nie potrafiłem. Nie chciałem, aby stało się to, co sprowokował Johann.
- Twoja gra w tym teatrze dobiegła końca, Tande. Twoja szansa na naprawę swoich błędów uleciała. I już nigdy nie wróci.
Patrzył się na mnie nienawistnym spojrzeniem, przyparty do ściany. Zaciskałem palce na jego ramionach, zaciskając szczęki do granic możliwości.
Myśli, że co? Że teraz jemu uda się to wszystko zrobić?
- Chyba Tobie także się nie udało - trafnie go rozszyfrowałem. Zmalała jego hardość i pewność siebie. Nie uzyskał tego, czego chciał. A on z porażką nie potrafił się pogodzić.
- To tylko kwestia czasu. Będę przy niej tak, jak wtedy, kiedy Ty byłeś na haju. To u mnie szukała wsparcia i schronienia, którego nie otrzymała od Ciebie.
Te słowa bolały, ale były prawdą. Schrzaniłem to wszystko, wiem. Ale od tego jest druga szansa, prawda? Chociaż u mnie... Tych szans było sporo.
- Nigdy Ci się nie uda.
- Tobie tak samo - cwaniacki uśmieszek znów powrócił w łaski. Prychnąłem pod nosem. - Jesteś dla niej zerem, przeszłością, jakiej nie pamięta. I jakiej nie będzie pamiętać.
- Jeszcze się zdziwisz - rozluźniłem uścisk i bez słowa skierowałem się w stronę wyjścia. Jeszcze się zdziwi, tym razem mi się uda, a on... On znów będzie na straconej pozycji.
Był późny wieczór, a ja jak idiota jechałem do szpitala. Do niej. Na fotelu obok mnie walały się zdjęcia i ta kartka.
Musiałem załatwić to jak najszybciej. Nieważne, że czas wizyt najprawdopodobniej dobiegł końca. Nie mogłem tego tak zostawić...
W dodatku zaczynało sypać śniegiem. Jeszcze tego mi brakowało do pełni szczęścia. Spuściłem nogę z gazu, aby nie spowodować kolizji.
W końcu znalazłem się pod szpitalem. Mieszkanie na przedmieściach ma swoje plusy oraz minusy... Zgarnąłem fotografie z skórzanego fotela i opuściłem mojego Mercedesa. Pospiesznym krokiem skierowałem się w stronę gmachu szpitala, a następnie na oddział, w którym przebywała. Dookoła pełno oszklonych sal, z których wszystko było widać. Zatrzymałem się przed salą numer 9, w której się znajdowała.
Zgaszone światło. A na środku wielkie łóżko, w którym wyglądała jakby się zatapiała - była taka drobna. Momentami bałem się jej dotknąć, aby jej czegoś nie uszkodzić... Chciałem tam wejść, powiedzieć jej to wszystko twarzą w twarz.
Zaciskałem w palcach nasze zdjęcia. Ledwo wstrzymywałem się z okazaniem swojej słabości kolejny raz. Nie postąpiłem fair, ale chciałem się nacieszyć nią, nim wszystko znów zacznie się chrzanić...
- Daniel... Nie powinieneś tu być - na moim ramieniu dłoń położyła Maren, jedna z pielęgniarek. Zdążyła tu podjąć pracę przed wypadkiem Miriam. Jest od niej niewiele starsza, więc bez problemu złapały konktakt.
- Zdążyła Ci wszystko powiedzieć, prawda?
- Tak. I prosiła mnie o to, abym nie pozwoliła Ci się do niej zbliżać - zacisnąłem wargi, a pojedyncza łza niechcący wydostała się z kącika oka. Szybko ją starłem, aby nikt jej nie zauważył.
- Daj jej to, proszę - szepnąłem, przekazując jej trzymane przeze mnie zdjęcia. - Musi to w końcu zobaczyć.




zebrał się. w końcu się zebrał. nie za późno przypadkiem? :) hehe, lubię trzymać w niepewności dosłownie do końca XD


środa, 8 czerwca 2016

dziewiętnasty

- Oh, Johann - uśmiechnęłam się, widząc skoczka po raz pierwszy od kilkunastu dni. Tęskniłam za nim! Silił się na uśmiech, ale coś słabo mu to szło.Zaciskał dłonie w pięści, a jego spojrzenie było... specyficzne. Wyglądało jakby to było połączenie smutku z poczuciem nienawiści do kogoś. - Stało się coś?..
Zasiadł na skraju łóżka, zaciskając wargi w wąską linię. Przez dłuższą chwilę nikt nie zabierał głosu, standardowo było słychać aparatury i głosy zza sali.
- Johann!
Patrzyłam się na niego, czekając na jakąkolwiek odpowiedź z jego strony. Strzelił z palców, a jego dłonie nagle zrobiły się dla niego o wiele ciekawsze. Coś poszło mu nie tak w trakcie jednych z zawodów? No bez przesady! Przecież tak by się nie zachowywał... Chociaż... Kto go tam wie...
- Miriam, pora, abyś dowiedziała się całej prawdy. To wszystko... Ciągnie się wystarczająco długo.
Prawda? Jaka prawda, do jasnej anieli? Przecież...nie, to głupie, bo nie mógłby mnie okłamać, co nie?
- Prawda? Johann, o co chodzi? Okłamujesz mnie? - to było dziwne, naprawdę. Chyba żaden z nich nie zrobiłby tego dla swoich korzyści...
- Nie... Znaczy się tak. Chociaż nie do końca - chwilę zajęło mi ogarnięcie składni tej wypowiedzi. Jak można 'tak jakby' kłamać? Przecież to niemożliwe! Albo kłamiesz, albo nie... - Ukrywałem przed Tobą prawdziwego Daniela.
Daniel..? Jak mógł przede mną go ukrywać, skoro to, co robił, mówił... Już samo patrzenie się na niego pokazywało prawdziwość tych gestów!
Moja mina wyrażała niewiedzę oraz oczekiwanie na odpowiedź. Na odpowiedź, która zaczęła pasmo nieszczęść...
- To przez niego miałaś ten wypadek.
Zamurowało mnie, słysząc to zdanie. Jak to mogłam mieć przez niego wypadek, skoro sam Daniel mówił mi coś innego...
- Tego Ci nasza gwiazdka nie powiedziała, prawda? - poczułam się, jakbym oberwała z obucha. To wszystko, co się działo przez ostatnie dni to...same kłamstwa? W co ja już mam wierzyć?
- Może lepiej zacznę od początku - nawet nie wiem, czy skinęłam głową, aby mógł mówić to wszystko. A każde kolejne słowo niszczyło mnie od środka. Niszczyło to, co o nim sądziłam... Niszczyło całą moją rzeczywistość tuż od chwili wybudzenia się ze śpiączki.
- Powinien Ci sam to powiedzieć, ale jak widzę, słabo się za to zabierał - prychnął, a kolejne zdanie z trudem przeszło mu przez gardło, jakby sam się tego brzydził. - Miri, byłaś z Danielem.
Co, co, co? Jak to 'byłam'? Czemu mi nikt o tym nie powiedział? Czemu sam zainteresowany mi tego nie przekazał? Po jaką cholerę to ukrywał?
- Z początku wszystko u Was było super, świetnie się układało. Dopóki nie trafił na złe towarzystwo... Wtedy to zaczęło się najgorsze.
Co miał na myśli mówiąc 'najgorsze'?
Jednakże dalej siedziała we mnie oraz absorbowała wiadomość, że Daniel i ja...że kiedyś, może nawet przed wypadkiem byliśmy razem. Ale jak mógł go spowodować? Co się mogło wówczas zdarzyć? 
Nawet nie byłam w stanie go popędzać. To wszystko... Wszystko zaczęło wypełniać moją głowę, jednakże nie przynosiło to jakichkolwiek wspomnień.
- Daniel brał narkotyki, Miriam. Ćpał, w sumie teraz też ćpa. To wszystko... To wszystko ciągnie się już ponad rok.
- Wiedziałam o tym? - nawet nie wiem, jakim cudem to powiedziałam. W ogóle to powiedziałam? Jakie narkotyki? Przecież ludzie biorący są zazwyczaj na bruku i dnie.. On na takiego nie wyglądał...
- Wiedziałaś. Mimo to nadal z nim byłaś. A w dniu wypadku... W dniu wypadku miałaś powiedzieć mu o tym, że się z nim rozstajesz.
Zamilkł na dłuższą chwilę, a ja to zaczęłam układać w głowie.
Skoro Daniel bierze to od ponad roku, to...to musieliśmy być ze sobą dłużej, czy...czy po prostu pokochałam wtedy go jako narkomana?
- Długo z nim byłam?
- W dniu wypadku wypadały....dwa lata - czyli zaczął brać w trakcie naszego związku... To było...było jak cios poniżej pasa. Poczułam łzy, zbierające się do moich oczu, a ten bez słowa mnie przytulił. Poczułam obrzydzenie.
- Wiem, że to dla Ciebie szokujące, ale musiałem to zrobić. Nie mogłem tego już ciągnąć. Nie mogłem patrzeć na to, co Tande robi.
Przypomniała mi się nasza rozmowa z początku, kiedy to opowiadał mi o tym, kim jestem. Czyli to także było kłamstwem?
- Czyli też kłamałeś, mówiąc o tym, że wspólnie mieszkaliśmy...
- Wiem, też źle zrobiłem - źle? Chciało mi się śmiać, jednocześnie płacząc. Jedyne osoby, które interesowały się moim losem, jedyne osoby, które przy mnie były okazały się kłamcami. I jak niby teraz ma to wszystko wyglądać?
- Chcę zostać sama, Johann - wyszeptałam ledwo słyszalnie, próbując się wyszamotać z jego uścisku. Ten jednak silnie trzymał. -  Proszę Cię o to, abyś wyszedł z tej sali.
- Miriam... Nie możesz być sama.
- Chcę zostać sama - powtórzyłam, zaciskając zęby. Nie mogłam przy nim okazać swojej słabości. Nie mogłam teraz się rozbeczeć jak dziecko. Po prostu nie mogłam. - Wyjdź.
- Miriam...
- Już! - zwolnił uścisk wkoło mojej talii i podniósł się z miejsca. Nawet na niego nie spojrzałam, skupiałam się na swoich dłoniach. Nie chciałam go widzieć... Nie chciałam widzieć kogokolwiek.
Na pewno nie był zbytnio pocieszony. Cóż, takie życie, nieprawdaż? Każdy czyn ma swoją cenę, teraz musi za nią zapłacić.
- Miri, zrobiłem to, bo...bo Cię kocham. I nie mogłem znieść tego, że Daniel próbuje to wszystko zataić, jakby nigdy nic się nie stało.
Nic nie mówiłam. Serce pękało z każdą kolejną chwilą, a łzy mimowolnie ciekły po policzkach i spadały na białą pościel.
Kocha mnie? Dobre sobie. Czy kogoś, kogo się kocha można oszukać?
To bolało. Przez ostanie dwadzieścia trzy dni byłam oszukiwana przez najbliższych mojej osobie.
Oszukiwana... W mojej głowie nagle zjawił się dziwny obraz. Próbowałam go zagłuszyć, ale nie byłam w stanie.
Gromki śmiech na zatłoczonej sali, przemieszany z równie głośną muzyką. Stół i nachylające się nad nim osoby. Alkohol, lejący się gdzie tylko to możliwe. Spora grupka młodzieży pod jego wpływem. To wszystko i tak schodziło do jednego.
Narkotyki. Daniel i narkotyki.


założę się, że miałyście podobną minę i reakcje XD
więc tak, pokazałam swoją standardowa twarz - zawsze trzymam w niepewności. dosłownie do końca, hehe. te, które dłużej są ze mną powinny się przywyczaić...:D 
pewnie chcecie mnie zabić, co nie? spoko, szukajcie mnie. może znajdziecie
chcę Was zaprosić na Drugą opcję z Joshuą Kimmichem, opowiadanie, które swój oficjany debiut miało w poniedziałek:) 
prócz Josha, zapraszam także na:


środa, 1 czerwca 2016

osiemnasty

Johann: Nie myśl sobie, że tak nagle wszystko będzie dobrze.
To nie pierwsza wiadomość o podobnej treści od kiedy go nie ma w Norwegii. Ignorowałem je. Myśli, że co? Że jemu się uda zająć moje miejsce? Może robić wszystko, jednakże to ja miałem ten przywilej sprzed wypadku. To mnie kochała, nie jego. Mnie. Dokładnie tego kretyna. Kretyna, który nie potrafił tego docenić... I teraz płacę cenę tego niedocenienia.
Każdego dnia, kiedy jestem u niej mam tak ogromną pokusę, aby opowiedzieć jej o wszystkim. O tym, co było, o tym, jaki byłem. Chciałem. Ale z drugiej strony obawiałem się, że będzie kazała mi odejść ze swojego życia i... I to, co miałem bezpowrotnie utracę. A on to wykorzysta. Tylko to mnie powstrzymywało.
Będąc w zaciszu domu nadal odczuwałem ten dziwny chłód, jaki towarzyszył mi w czasie, kiedy była w śpiączce. To podchodziło pod paranoję, nieprawdaż? Wtedy tłumaczyłem to jako jej obecność, a dziś? Dziś wyglądało na to, że wariuję.
Ale naprawdę. Chciałbym  znów poczuć to, co było kiedyś. Czuć ciepło jej ciała tuż obok, kiedy się do mnie tuliła, czy spała obok. Dotyk jej delikatnych dłoni, delikatnie krążących po moim ciele. Te miękkie wargi, który były wybawieniem dla wszystkiego i wszystkich. Potrzebowałem ich, a to pragnienie było nie do opisania.
Niewielkie ukojenie w tymże 'cierpieniu' daje mi widok uwieczniony na setce fotografii, które są w naszym mieszkaniu dosłownie wszędzie, gdzie się tylko da. Patrząc się na jakiekolwiek z nich, miałem w głowie sytuację, w której było ono robione. To głupie, co nie? Ale pamiętam. Do dziś pamiętam nasze początki, w których nie było dragów. Kiedy one się pojawiły... Wszystko zaczęło się inaczej.
Wciągnięcie się w nie było potwornie idiotycznym i nieodpowiedzialnym pomysłem. Niepotrzebnie wpakowałem się w znajomość z Gregiem i Thomem, którzy zaczęli mnie wciągać w to gówno. Powinienem zachować trzeźwość umysłu, ale... Ale nie byłem w stanie.
Branie zawsze zaczyna się od głupiego spróbowania na imprezie. Albo na chęci popisania się przed kimś. Ja nie miałem po co się popisywać, byłem wystarczająco mocno popularny w naszej szkole, aby nie musieć tego robić. Chciałem... Chciałem spróbować czegoś, co było zakazane. I to nie dlatego, że nie miałem tylu lat, tak jak w przypadku alkoholu. Dragi w większości krajów europejskich objęte są zakazem obiegu. Ale oczywiście znajdzie się ktoś, kto ma do nich łatwy dostęp. I moi nowi kompani właśnie należeli do tej grupy...
Zaczęło się niewinnie. Jedna kreska na jednej z wielu wspólnych imprez. Kiedy zaczynałem, moja kariera zaczynała i kończyła się na Pucharze Kontynentalnym! Niewiele skakałem, robiłem to bardziej w formie hobby. A że wychodziło mi to wszystko lepiej niż innym... Potoczyło się to tak, a nie inaczej.
Wraz ze wzrostem formy zaczęło się coraz większe zapotrzebowanie na branie. Jak na początku udawało mi się samemu nad tym panować, to później było jeszcze trudniej. Doprawdy nie wiem, jakim cudem przez blisko cztery miesiące udawało mi się to ukrywać przed Miriam. Stawałem się agresywny, kiedy nie miałem sposobności, aby wziąć. Przy niej potrafiłem być normalnym człowiekiem, który szalał za nią ze szczenięcej miłości. Więc dlaczego to wszystko nie pomogło mi się z tym rozstać raz na zawsze?
Czemu jej miłość nie potrafiła mnie z tego wyciągnąć? Z tego, w czym siedziałem prawie rok. Tego, z czego teraz się uwalniam. Tego, co wręcz mnie woła, ale nie. Nie daję mu się. W końcu.
Gdyby udało mi się to wcześniej... Wszystko byłoby inne.
Nadal bym nie wiedział o Forfangu i o tym, że...że i on kocha Miriam. Mir byłaby w ciąży.
Ciąża... Nie potrafię powiedzieć, jakby to wyglądało. Przecież zachowywałem się nieodpowiedzialnie, więc jak nagle miałbym dojrzeć? Jednakże wiedziałem jedno - nie byłbym w stanie jej zostawić. To, co do niej czuję jest za silne, aby tak nagle to zgasić...

- Hej - posłałem w jej stronę delikatny uśmiech, który od razu odwzajemniła. Wszedłem do środka, niosąc w dłoniach kolorowy bukiet gerberów, jej ulubionych kwiatów.
- Dzień dobry - jej głos, mimo drobnej chrypki, brzmiał jak najpiękniejsza melodia i był zbawczym dźwiękiem dla moich uszu.
Wyszczerzyła się jak dziecko, widząc kwiaty ode mnie. A ja po części ulżyłem sobie, znów mogąc czuć jej dłonie, czy mieć możliwość ucałowania chociażby jej policzka w ramach powitania.
Dziś mijało czternaście dni od jej wybudzenia, co oznaczało, że TCS zbliżał się do końca i Johann niedługo ma wrócić... Znów będzie chciał się wtrącać, znów będzie ją absorbował. I chyba powoli powinienem powracać do treningów na sali... Bieganie i siłownia to nie to samo, co chociażby ćwiczenia "na sucho" z trenerem.
- Coś się stało? - zapytała, a ja drgnąłem. Oh, znów się wyłączyłem? Zamrugałem gwałtownie dwa razy, przenosząc na nią wzrok. Patrzyła się na mnie, ściągając brwi. Jej twarz nie wyrażała żadnego grymasu, póki nasze spojrzenia się nie skrzyżowały. Wtedy kąciki jej warg uniosły się ku górze.
- Nie... Po prostu się zamyśliłem.
- A o czym myślałeś? - mówiłem już, że Mir przed wypadkiem była momentami naprawdę ciekawska? Jeśli nie, to tak, stara Miriam i jej ciekawość momentami były potwornie uciążliwe. Ale kochałem, w sumie to nadal kocham, każdą jej wadę.
I co, miałem się jej teraz przyznać? Miałem jej powiedzieć o swoich uczuciach, o Johannie, czy może opowiedzieć jej od samego początku? O tym, jaki byłem? Miałem wrażenie, że nadal trzymała w sobie ostatnią rozmowę. I powoli zaczynałem się obawiać tego, że zacznie sobie przypominać moją mroczniejszą stronę.
- O moim...powrocie do treningów - widać było, że zaciekawiło ją to zdanie.
- Treningi? Też coś uprawiasz, tak samo, jak Johann? - wewnętrznie zagotowało się we mnie, słysząc to imię. Aczkolwiek starałem się tego nie pokazać, nie chciałem, aby się czegoś wystraszyła...
- Tak... Tak samo jak on jestem skoczkiem narciarskim.
Rozbłysły jej oczy, a dłonie radośnie klasnęły. Uśmiech na jej twarzy jeszcze się poszerzył...
- Pamiętam, że przed wypadkiem jeździłam na skocznię.
Zdanie, które wręcz mnie powaliło. Pamięta coś?! Jak to... Co, jeśli...jeśli przypomniała sobie też to, czego nie powinna? Ale gdyby tak było, to przecież zabroniłaby mi do siebie przychodzić, czy nawet patrzeć.
- Pamiętasz coś jeszcze? - spytałem, a w moim z łatwością dało się wyłapać nutkę nadziei. Co, jeśli pamięta jednak same pozytywy?
- Te zdjęcia, które mi pokazywałeś... Przypominały mi także o tym, że dużo podróżowałam. Niestety... Tylko to pamiętam - na sam koniec dało się słyszeć rezygnację.
- A pamiętasz, z kim podróżowałaś? - zaprzeczyła. Czyli... czyli nadal nie pamięta tego, co było między nami.


powinnam się zbierać za pisanie epilogu, ale nadal nie jestem w stanie tego zrobić, eh ;; jak Wam się podoba? :) 
z okazji Dnia Dziecka życzę Wam, sobie także (przecież każda z nas jest dzieckiem, co nie?) wszystkiego co najlepsze, żeby marzenia się spełniały, bo się spełniają, wystarczy tylko chcieć! i mieć do tego sposobności 

środa, 25 maja 2016

siedemnasty

Johann wyjechał na najbliższe jedenaście dni. Swój wyjazd wytłumaczył mi tym, że jedzie na serię konkursów w skokach narciarskich, które odbywały się w Niemczech i Austrii.
Na dźwięk wyrażenia "skoki narciarskie" w mojej głowie zaświeciła się przysłowiowa czerwona lampka, a mózg podsyłał obrazy ze skoczni. Musiałam być częstym bywalcem tego miejsca, bo było tego dość sporo. I o dziwo kojarzyły mi się dobrze, sama radość i...duma? Chyba tak.
Ucieszyła mnie myśl, że coś sobie zaczynałam przypominać. Oh, czyli niedługo wszystko do mnie wróci? Cała moja przeszłość?
Chciałam się z kimś tym podzielić. Podzielić swoją radością. Przecież zrobiłam kroczek do przodu! Ale z kim miałam to zrobić, skoro nikogo obok mnie nie było?
Siedziałam jak na szpilkach, czekając, aż ktoś do mnie przyjdzie. Ale prócz Johanna i Daniela nie miałam nikogo... A Daniel? No właśnie! Gdzie on?

- Dobry wieczór - usłyszałam ten głos, który przyprawił mnie o uśmiech. Przyszedł! Jego pogodne oczy lustrowały mnie już od wejścia, a na twarzy anioła widniał szeroki uśmiech. Podszedł do mnie, po czym nachylił się i cmoknął mnie w czoło. Wtedy to zauważyłam w jego dłoni plik zdjęć.
- Hej, a co to? - wyciągnęłam ręce po fotografie. Bez niczego mi je podał, po czym się usadowił na krzesełku obok łóżka. Zmarszczyłam brwi i cmoknęłam ustami z zachwytu, przeglądając coraz to kolejne ujęcia. Ktoś, kto je robił miał niezły talent!
- Twoje zdjęcia - oznajmił po chwili, co wywołało we mnie niemałe zaskoczenie. Moje zdjęcia? Wow!
Zatkało mnie, naprawdę. Przed wypadkiem musiałam naprawdę dużo czasu poświęcać na to hobby. Ale jak udawało mi się to wszystko razem pogodzić?
- Większość z nich pochodzi z miejscowości Hell. Zawsze, jak przyjeżdżaliśmy do moich rodziców... - gwałtownie urwał, po chwili jęcząc cicho z bólu. Obserwowałam go i jego reakcje na to, co powiedział. Przyjeżdżaliśmy do jego rodziców?.. Że kto, że my?
- Co? - w końcu z siebie wykrztusiłam. Patrzyliśmy się na siebie; widziałam w jego twarzy...strach? W dodatku wyglądał tak, jakby powiedział coś nietaktownego. No ale... Jakie wyjazdy?
- Kiedy tylko było kilka dni wolnego i pogoda w okolicy dopisywała... Jeździliśmy ekipą do moich rodziców wypocząć i nabrać energii. Jeździłaś też z nami.
- Nabrać energii? - coraz bardziej tego nie rozumiałam. Zresztą wyglądał jakby nie był przekonany do swoich słów. Czyżby kłamał?
Nagle zdjęcia przestały być dla mnie ważne, liczyła się jego odpowiedź.
- Kiedy nadmiar treningów i obowiązków dawał się nam we znaki, to wyjeżdżaliśmy z dala od zgiełku Trondheim, właśnie do moich rodziców. Mają pensjonat w tej miejscowości. Cisza, spokój i my - to brzmiało logicznie i miało sens. Dobre wytłumaczenie, nieprawdaż? Jednakże... Miałam przeczucie, że...że po prostu nie jest ze mną do końca szczery.
Zamilkliśmy na dłuższą chwilę. Skończyłam przeglądać fotografie, na której końcu trafiłam na zdjęcie mojego gościa i swoje... My na tle zachodu słońca. Przyjrzałam się jej bardziej, czując, że dzięki niej czegoś się dowiem. Ale czego?
- Daniel... Byłbyś w stanie ukrywać coś przede mną? - oderwałam od niej spojrzenie, przenosząc je na mojego towarzysza. Drgnął, a do jego spojrzenia wróciła trzeźwość. Chyba się wyłączył.
- Możesz powtórzyć? - tak, zdecydowanie się wyłączył.
- Czy przekręciłbyś prawdę, aby mnie...chronić? - widać, że to pytanie nie było odpowiednie. Zacisnął wargi, mieszając się. Swój wzrok zawiesił na swoich dłoniach, w których po chwili trzymał już moje. Moje ciało ogarnęła kolejna porcja przyjemnych prądów. Lubiłam, gdy tak robił.
Nawet nie próbował mi odpowiedzieć na moje pytanie. Wpatrywał się w dłonie, delikatnie masując moje kłykcie. Słychać było dźwięki aparatur oraz nasze oddechy. No i dźwięki dochodzące z poza sali.
- Daniel... - wyszeptałam po kilku minutach tego stanu. Czekałam na jakąkolwiek reakcję z jego strony. W końcu podniósł głowę, a w jego oczach...ujrzałam łzy.
- Mir - powiedział tym samym tonem, opierając łokcie o skraj łóżka. Dalej trzymał moje dłonie, które dodatkowo podsunął pod swoją twarz, a następnie ucałował. Przymknęłam powieki, sama czując napływające do oczu słone kropelki. Miałam wrażenie, że to, co mi powie będzie druzgocące...
- Wiesz, ile chciałbym Ci powiedzieć? - nie zdążyłam odpowiedzieć, bo kontynuował pewnym siebie tonem, który z każdym słowem się ulatniał. - Chciałbym, abyś dowiedziała się wszystkiego, bo...bo każda myśl o tym mnie przytłacza. Coraz trudniej jest mi z tym ciężarem wytrzymać. Szczególnie wtedy, kiedy Cię widzę. Kiedy widzę Twój uśmiech, którego przez ostatnie miesiące praktycznie nie widywałem. Tę radość w Twoich oczach... Wiesz, że ostatnimi miesiącami widziałem więcej Twoich łez? A wiesz, kto był ich autorem?
Znów zamilkł, a łzy w zastraszająco szybkim tempie spływały po jego policzkach. Nie popędzałam go, czekałam cierpliwie, aż powie wszystko to, co w nim siedzi. Aż pokaże mi w końcu prawdziwego siebie, te wszystkie uczucia, które się w nim kłębiły... Chciałam się dowiedzieć, jak mogę rozumieć tę wypowiedź. Co chciał mi przez nią przekazać...
- Mir... To ja jestem powodem Twojego nieszczęścia.
Zdanie, które było pewnego rodzaju ciosem prosto we mnie. Że co? Co robił? Co mi zrobił? Co...co było pomiędzy nami przed wypadkiem? Kolejna rozmowa, która zamiast mi pomóc, to nanosiła kolejne pytania... Pytania, na które odpowiedzi mogę już nie uzyskać...
Aż nie wiedziałam, co powiedzieć. Czy jakiekolwiek zdanie, lub wypowiedź byłaby adekwatna do sytuacji... Zaciskałam usta w wąską linię, wpatrując się w pościel, pod którą leżałam. Ta cisza, która panowała pomiędzy nami była... Uciążliwa, przygniatała mnie swoim ciężarem.
- Powinienem już iść - w jego głosie było słychać ból oraz niechęć. Mimo swoich słów uparcie siedział na krzesełku, nie odrywając wzroku od naszych rąk.
- Zostań, proszę - zacisnęłam mocniej palce wkoło jego dłoni. - Nie chcę... Nie chcę, abyś odchodził.
Miałam wrażenie, że on, podobnie jak Johann, stanowił część mojego starego życia. Bałam się, że jak teraz pójdzie to... To już nigdy nie wróci. Nie chciałam nawet o tym myśleć, ale powoli zmniejszająca się pustka nie pozwalała mi zawędrować gdzie indziej.
Daniel powodem mojego nieszczęścia? Czy...czy może wiedzieć coś więcej o wypadku, który jest powodem mojej utraty pamięci?


nie wiem, chyba coś schrzaniłam, ale spoko XD to nic nowego u mnie, co nie?:)
miłęgo weekendu, moje drogie!!

środa, 18 maja 2016

szesnasty

- Alex... Nie jadę na Turniej Czterech Skoczni - na samym początku swojej krótkiej wypowiedzi już się zawahałem. Super, Tande, standardowo zjebałeś. Jak w takim razie próbujesz sobie radzić w życiu, skoro nawet nie jesteś w stanie pewnie oświadczyć długo przemyślanej decyzji? Długo przemyślanej to trochę naciągnięte słowo. Zastanawiałem się nad tym od ostatniego konkursu w Engelbergu. Czyli w sumie od sześciu dni.
~ Dani, jesteś tego pewny? ~ Stoeckl nie jest na tyle głupi, aby nie wyłapać w moim głosie nutki niepewności. Odetchnąłem ciężko. Cóż, gdyby wtedy mnie widział, to też by trzymał się swojego zdania. Nie wyglądałem na człowieka przekonanego do swoich racji.
- Tak. Muszę odpocząć.
Musiałem odpocząć, to prawda. Ale też chciałem wykorzystać nadchodzące dni na kontaktach z Miriam. Z dala od uciążliwego Johanna, który czyhał tylko na odpowiedni moment, aby zadać mi cios ostateczny. Musiałem w jakiś sposób przekazać jej naszą wspólną przeszłość, oraz jakimś cudem sprawić, aby znów mnie pokochała... Nie wiem, jak to zrobię, ale nie spocznę, dopóki tego nie osiągnę.
Nikt nic przez chwilę nie mówił. Trener pewnie układał sobie w głowie, co ma teraz zrobić. A sam przed świętami mi mówił, że jeśli coś się stanie, to mam go od razu o tym powiadomić. No ale żeby w święta? Bez przesady...
~ Dobrze... Rozumiem Twoją decyzję. Pomimo tego, że postawiłeś nas w odrobinę niekomfortowej sytuacji ~ wiem. Puchar Świata, Narodów też... A w dodatku moja początkująca kariera... Pewnie media będą się zastanawiać co ze mną i tym podobne... Trudno, mniejsza, jakoś to załatwimy.
- Jeśli media będą chciały znać przyczynę mojej nieobecności, to wciśnij im kit, że jestem chory, czy coś w tym stylu.
~ Jasne, młody.
- Dzięki, panie trenerze - no tak, mówiliśmy na siebie po imieniu, ale to po to, abyśmy byli ze sobą jeszcze bardziej zżyci. Nie typowo zawodowe relacje trener-podopieczny, tylko coś w stylu przyjaciół... Jeśli tak to można nazwać. Sam Austriak wprowadził to w nasze szeregi i jak na razie dobrze to sobie radziło. Pomimo tego gdzieś z tyłu głowy każdy z nas miał świadomość, że jest naszym coachem i nie możemy zagiąć tej linii.
~ Pamiętaj, aby w miarę na bieżąco mówić, co się z Tobą dzieje. Z Miriam także ~ właśnie, Miriam... Powiedzieć mu? o niej? Czy może pomyśli, ze to ze względu na nią nie jadę do Niemiec i Austrii?.. No i Forfang. Co, jeśli to właśnie on przekaże tę nowinę kadrze, a trener zawiesi na mnie psy, jakbym dokonał największej zbrodni?
- Jasne... Wybudziła się kilka dni temu - ostatecznie się przyznałem. Lepiej, abym to ja zrobił, nieprawdaż?
~ Oh, cóż za wspaniała wiadomość! ~ w jego głosie dało się słychać nutkę radości. To była jedna z najcudowniejszych "nowinek", jakie dano mi kiedykolwiek usłyszeć. W sumie nie tylko dla mnie. Dla każdego, kto jest w jakikolwiek sposób ze mną związany odetchnął z ulgą. Widział, jak to przeżywałem.
Jedyne, co było trudnością pośród tego wszystkiego to jej amnezja... Chociaż to przecież moja druga szansa. Dar od Najwyższego. Szansa, której nie mogę zmarnować.
- Tak... - jednakże mi nie było do końca dobrze. Z jednej strony chciałem, aby mnie pamiętała. Wszystko byłoby... łatwiejsze. Ale z drugiej... Przecież by mnie znienawidziła. Za to, co się działo... Kurwa, Tande, przestań się użalać nad sobą.
~ Brzmisz tak, jakby nie wszystko było dobrze.
- Bo nie jest... - przyznałem. - Ale to nie jest rozmowa na telefon, poza tym lepiej, abym Ci nie niszczył ostatnich chwil z Iną przed wyjazdem. Dowiesz się wszystkiego, jak tylko wrócę.
~ Daniel...
- Miłych ostatnich wolnych chwil, Alex - nie czekając na odpowiedź zakończyłem rozmowę. Już i tak dużo powiedziałem. Na razie musi mu to wystarczyć.
W sumie to powinienem się obawiać, że gdy tylko Forfang się dowie, że nie jadę, to zjawi się w Trondheim z żądzą mordu wymalowaną na twarzy. W sumie to miałem go gdzieś. Nie ma prawa zabraniać mi pojawienia się w szpitalu, ujrzenia Miriam... Nawet rozmowy z nią. Nigdzie nie jest napisane, że jest jego. Tak naprawdę to także nigdzie nie jest określone to, że jest moja... Uh, ta utrata pamięci wszystko utrudnia. Ale także ułatwia. Mogę... Stworzyć coś nowego, lepszego. Tylko szkoda tych cudownych chwil, których może sobie już nie przypomnieć...

Minął tydzień od dnia, w którym się wybudziła. Dziś też zaczyna się TCS, na którym powinienem być. I gdyby nie ten piekielny ósmy listopada, to pewnie bym był i skakał. A Mir jak zawsze by mnie dopingowała. Pewnie dalej bym brał, bo przecież nie byłaby w stanie mi przetłumaczyć do rozumu, że robię źle.
Ciekawe, czy... Czy powiedziałaby mi przez ten czas o...o dziecku. Ja... Ja nadal nie umiem wyrzucić z siebie tego, że pośrednio przyczyniłem się do utraty tej niewinnej istotki. Owocu uczucia, jakie...jakie było pomiędzy Miriam, a mną.
"Było" to słowo, które wywołuje we mnie ból nie do opisania. A niby to zwykły wyraz, forma przeszła czasownika "być". To tak boli... Czas przeszły. Wspomnienia, które z czasem blakną, jeśli człowiek za często do nich nie wraca. Co, do diaska mogę z tym zrobić? Nie mogę jej wszystkiego powiedzieć, na pewno nie od razu. Jak to wszystko rozegrać, aby było dobrze?
Przypatrywałem się naszym wspólnym zdjęciom, zawieszonym na tablicy korkowej, znajdującej się w salonie. Wspominałem każdą wspólnie spędzoną chwilę, co wywoływało we mnie jeszcze większe cierpienie. Czy...czy kiedykolwiek znajdę jego ujście?
Fakt, te uczucia wszystkie znikają. Ale to tylko wtedy, kiedy ją widzę. Kiedy słyszę jej głos, czy czuję uścisk jej dłoni, który jest wybawieniem dla wszystkiego. Gdy nie ma jej tuż obok... Znów jest źle. Walczę z tym, aby przeszłość do mnie nie wróciła i... Na razie wygrywam. Uwolniłem się od tego. Chyba raz na zawsze.

Chłopacy życzyli mi powrotu do zdrowia... Czyli Alex im także wcisnął to, że jestem chory. W sumie to dobrze. Forfang nadal się nie odzywa. Od tej sytuacji w szpitalu jesteśmy na etapie tak zwanych "cichych dni". Jak mógł chociażby przez chwilę myśleć o tym, jak odbić mi Miriam? To chore, może się powtarzam. Ale nie wiem, jak to określić. Jak długo się znamy, to nigdy nie przyszło mi na myśl, aby odbić mu jakąkolwiek dziewczynę. A sporo się ich przewinęło. O większości Miriam wiedziała... Uhh.
Przez tyle czasu była na każde moje zawołanie. Zawsze byłą, kiedy tego chciałem. Kiedy jej potrzebowałem. Zawsze znalazła dla mnie chwilę. A ja przez długi czas nie potrafiłem tego dostrzec. Kiedy wreszcie to zrobiłem, to z czasem wszystko zaczęło się sypać... To życie jest naprawdę cudowne.
Dla niepoznaki wybrałem te zdjęcia, na których byliśmy w trójkę. W sumie w czwórkę, bo większość z nich zrobiona była w trakcie naszych podwójnych randek. Mir szalała na punkcie robienia zdjęć i czyniła to zawsze, kiedy tylko mogła. Na zakurzonych półkach stało kilka albumów pełnych pejzaży i różnych ujęć. Drugie tyle znajdowało się w komputerze i czekało na wydrukowanie.
Prócz tych fotografii wziąłem kilka ujęć widoków Norwegii, aby napomknąć coś o jej pasji. Może w tym przypomni sobie coś związanego ze mną?


taki rozdział w którym...tak naprawdę nic się  nie dzieje. kolejny chyba trochę rozjaśni wszystko xd

środa, 11 maja 2016

piętnasty

Myślałam, że dalej śnię. Ten głos, to spojrzenie... Ta twarz. To on. To on, ten, który gościł w moich snach od kiedy tylko wybudziłam się ze śpiączki. 
Kim on był? Co on w nich robił? 
Chciałam się dowiedzieć czegoś od niego o nim samym... Coś, co mogło mi pomóc sobie przypomnieć... Niestety z marnym skutkiem, bowiem po odejściu z Johannem już nie wrócił, co jeszcze bardziej mnie niepokoiło.
Przez ostatnie cztery dni próbowałam sobie przypomnieć coś z życia przed wypadkiem. Johann trochę mi pomagał, opowiadając o życiu licealisty. Jednakże coraz częściej odczuwałam, że coś przede mną zataja... A sama nie byłam w stanie zagwarantować sobie tego, że cokolwiek sobie przypomnę.
Czułam się trochę lepiej, jednakże nadal nie mogłam opuszczać szpitalnego łóżka oraz nadal byłam podłączona do wielu aparatur, które potwornie mnie irytowały. Chciałam już wstać, chciałam dowiedzieć się na własnej skórze tego wszystkiego... Wariowałam już od tego tkwienia w łóżku! Przecież podobno leżałam przez długie siedem tygodni w tym stanie, wystarczy już, no! Ale na razie otrzymałam zakaz opuszczania łóżka, co było niesamowicie uciążliwe, nawet dla załatwiania potrzeb... Czułam się niesamowicie głupio, będąc zdana na wszystkich.

- Kto to był? - zapytałam Johiego, kiedy ten tylko wrócił po dłuższej chwili. Ten westchnął ciężko, przez chwilę piorunując mnie wrogim spojrzeniem, jakby to było co najmniej nieprzyzwoite pytanie.
- Miriam, naprawdę nie powinnaś się nim przejmować, to nikt ważny.
- Skoro jest nikim ważnym, to dlaczego przedstawił się jako Twój przyjaciel? - miałam go tym już w garści.
- Bo nim...był. Ale zniszczył to poprzez unieszczęśliwienie jednej osoby - zmarszczyłam brwi, zastanawiając się, kogo miał na myśli. - Nie chcę opowiadać tej historii, więc proszę, nie chciej o niej wiedzieć.
Poczułam się... dziwnie. Czy ta historia miała nieszczęśliwe zakończenie? Jeśli nie, to jak to się skończyło? Jak to wszystko przebiegało? Pytania, które cisnęły mi się na usta, pytania, na które odpowiedzi nie dostanę... Bo nie chce, abym  o tym wiedziała. Kolejny sekret?

- Mir - moich uszu dobiegł głos z moich snów. Oderwałam wzrok od czytanej przeze mnie książki, jednej z tych, które przyniósł mi przyjaciel. W drzwiach od sali stał niepewny Daniel. - Mogę wejść?
Mir? Nie słyszałam, żeby ktoś tak na mnie mówił. W dodatku...wypowiadał to w taki...inny sposób?... Nie wiem, miałam takie wrażenie. 
- Jasne... - na jego twarzy zagościł delikatny uśmiech, kiedy wchodził do środka. - Co Cię sprowadza do mnie?
Jakoś dziwnie i trudno było mi wierzyć w to, że właściciel tego delikatnego, ale też uroczego uśmiechu mógł kogoś skrzywdzić. Do wyglądu anioła brakowało mu tylko i wyłącznie aureoli oraz białej alby.
Zasiadł na taborecie obok mojego łóżka. W dłoniach trzymał niewielkiego pluszaka, którego mi podsunął. Maskotka była strasznie mięciutka, a kiedy nasze dłonie przypadkiem się zetknęły podczas jej przekazywania... Przeszedł mnie nagły dreszcz, który zniknął, kiedy ją cofnął.
- Chciałem Cię zobaczyć - wyznał cicho. - Żywą, patrzącą się na mnie z tym swoim cudnym uśmieszkiem, którego niestety brakuje... - poczułam dziwne ciepło wewnątrz, kiedy to mówił. To i ten słodki misiek, którego dostałam, nie pozwalało mi się dłużej nie uśmiechać. - Od razu lepiej - ten grymas i u niego zwiększył swoją siłę, co dodawało mu jeszcze większego uroku.
- Żywą? - jednocześnie podchwyciłam temat, co spowodowało powrót ogólnej powagi. Zatwierdził mi ze smutkiem. Czyli jednak byłam jeszcze bliżej śmierci, tak?
- Cztery dni po wypadku Twoje serce przez pół godziny nie chciało pracować - szepnął ledwo słyszalnie, a w jego głosie słyszałam ból, jakby to wszystko było spowodowane przez jego osobę... Przełknęłam nerwowo ślinę. - Tego Ci Johann nie powiedział, tak?
- O wypadku nic mi nie mówił...
- Bo go nie widział - prychnął jakby sam do siebie, ale nie uszło to mojej uwadze. - Dobrze się czujesz?
- Nic mnie nie boli, przynajmniej tego nie czuję... Ale przez pustkę w mojej głowie wszystko wygląda inaczej.
- Nie martw się - jego dłoń delikatnie schwyciła moją. Znów doznałam uczucia tych dreszczy, które swój początek miały w miejscu, gdzie mnie dotknął. To było... Co najmniej dziwne. - Wszystkiego z czasem się dowiesz, a resztę sobie przypomnisz.
- Wiesz, jakie to uciążliwe? Odwiedza Cię ktoś, a Ty nawet nie wiesz, kto to jest i co o Tobie wie. Nie wiesz też niczego o tej osobie, jak zareagować, co zrobić...
- Widzę - uśmiechnął się blado, pocierając moje palce. - Ale to wszystko pozwala zacząć od nowa. Pozwala naprawić to, co się schrzaniło.
Zmarszczyłam brwi. Naprawić to, co się schrzaniło, tak? Czyli co naprawić?
- Co pod tym rozumiesz? - zapytałam, patrząc się na swoją dłoń, która nadal spoczywała w jego uścisku.
- Chciałbym Ci powiedzieć, ale... Ale nie mogę. Nie teraz, Mir. Po prostu mi zaufaj, dobrze? - chwilę milczał, a ja pokiwałam głową na tak. Uśmiechnął się blado w odpowiedzi, po czym dodał - Przysięgam, że kiedyś się dowiesz wszystkiego.
- Ale ta chwila jeszcze nie nadeszła, tak? - zatwierdził mi, a ja z ciężkim westchnieniem opadłam na poduszki. A mogłam się czegoś dowiedzieć.
Patrzyłam się na ścianę, a on...na mnie. Nie odzywaliśmy się. Jak już mówiłam, to ta pustka uniemożliwiała prowadzenie nawet zwykłej rozmowy, bo nie wiedziałam, o czym można z tym kimś rozmawiać. Jakie tematy są unikane, a co jest priorytetowe...
- O czym myślisz? - przerwał ciszę swoim pytaniem, Znów mogłam cieszyć swoje uszy tym tembrem, który...był na swój sposób wyjątkowy. Na swój sposób gwarantował mi...poczucie bezpieczeństwa. Tak nieświadomie. Miałam wrażenie, że ten głos tyle razy mnie uspokajał... Dziwne, prawda?
- Próbuję sobie skojarzyć coś z Tobą.
- Nie rób tego, przynajmniej nie na siłę - zwiększył siłę ucisku dłoni, a głos stał się błagalny. - Nie musisz.
- Chcę wiedzieć, kim dla mnie...byłeś? - to źle zabrzmiało... - Wiesz, wtedy, przed wypadkiem, o którym też nic nie wiem.
- Naprawdę Ci tego nie powiedział? Znaczy się o wypadku... - miałam takie wrażenie, czy rzeczywiście odetchnął z...ulgą?
- Nic, a nic... - chwilę milczał, zaciskając wargi. Jego wzrok był...smutny. I to potwornie. Aż schwyciło mnie za serce.
- Wbiegłaś pod samochód - szepnął, nie patrząc na mnie.
Pod samochód? W dodatku wbiegłam? Czemu? Może... Może chciałam się zabić? Może to on prowadził ten samochód?
Trawiłam jego słowa, to co ogólnie dziś powiedział. Co mówił o naprawianiu błędów...
- To Ty prowadziłeś ten pojazd? - tyle zdołałam wydedukować z tej małej debaty. Bałam się, że to on mógł to zrobić i Johann miał mnie na myśli, mówiąc o unieszczęśliwieniu pewnej osoby...
- Nie! - podniósł ręce w obronnym geście. - Ja... Usłyszałem o tym, po czasie - dodał po chwili, niepewnym głosem. - Ale teraz się tym nie przejmuj. Ważne jest to, że wyszłaś z tego.



Dani chce powiedzieć, ale z drugiej strony boi się tego, co się stanie po tym, co nie? A zegar tyka... hehe. 
jak się podoba? :)